naznaczona
Całe życie myślałam, że wszytko to moja wina. Teraz nagle przyszła mi do głowy inna myśl : a co, jeśłi nie ?
Czy to ulga, czy niepokój? Czy to oznacza, że zawsze sie myliłam? A może dopiero teraz dostrzegma coś nowego? Jeśli to nie moja wina to czyja? Czy to w ogole ma znaczenie?
Przeraża mnie to jak każde słowo, każdy gest, nawet chwilowa cisza - wszytsko chłonę jak gąbka. zbieram te wszytskie drobiastki, układam w sobie i nadaję im znaczenie może błędne nie wiem..
Może nawet tam go nie ma.
Czasami to tylko przelotne spojrzenie, którego nie rozumiem, a ja zastanawiam sie co zrobiłam zle.
Wychodzi na to, ze biorę chyba za dużo do siebie. A może to przez związek. Nauczyłam się brać winę na siebie- za kłótnie, za ciszę , za każde niedopowiedzdenie. To był mechanizm obronny. Jeśli wszystko było moją winą, to znaczyło, że
mam nad tym kontrolę, że mogę to naprawić. Teraz, nawet gdy już mnie tam nie ma, ten odruch został.Jak cień, który nie znika, nawet gdy wychodzę na światło. Szukam będu w sobie, może byłam winna- zbyt ciacha, zbyt emocjonalna, zbyt wymagająca. Zbyt jakaś ...
Racja jest taka, że bałam sie mówić, a jeśli powiem cos nie tak? jeśli pokażę za dużo siebie, to on odejdzie. Wiedziałam, że mu nie zależy tak, jak mi. Czy to nie dziwne? bałam sie mówić, bo wiedziałam, ze jeśli powiem prawdę, on odejdzie. A jeśli ktoś może odejść tylko dlatego, że jestem sobą, to czy kiedykolwiek naprawdę był ?
Dodaj komentarz